Kołtun się rozsiadł w sejmowym fotelu. Potoczył wzrokiem i znalazł ofiarę. Trudno nie było, bo kołtun ofiarą czyni wszystko co inne i niezrozumiałe. Mikroskopijny móżdżek kołtuna z prędkością światła przepuszcza obrazy. Co zrozumie, uznaje za swoje, a czego nie - za wrogie. Więc tego, co swoje, tyle co łeb szpilki, za to legiony wrogów mnożą się jak chińskie dywizje.
Kołtun atak przypuścił już w święto demokracji - na pierwszym posiedzeniu Sejmu. Było coś przerażającego w rechocie posłów toczącym się po sejmowej sali. Kiedy na mównicę wszedł Robert Biedroń i powiedział to samo zdanie, które kołtun wyrzuca z siebie dziesiątki razy, sala zarechotała. W końcu jak normalny mówi, że cios był poniżej pasa, to mówi OK. Ale jak Biedroń mówi, to… O! To już bezczelna homoprowokacja.
Ale kołtun to nie kretyn, żeby się dał tak podejść. Nie z nami te numery, my wiemy, co oni mają poniżej pasa i co z tym robią. Więc śmiechem zabijemy te jego wredne homoataki. My! Zdrowa część polskiego narodu! No to rechoczem!
Dramatyczny spektakl kołtuństwa polskiego był czymś wyjątkowo smutnym. Nie tylko dlatego, że spora grupa posłów odmawia gejom i lesbijkom prawa do pełnego uczestnictwa w życiu politycznym. Także dlatego, że reakcja sali na słowa Biedronia, a także na obecność w polskim parlamencie transpłciowej posłanki Anny Grodzkiej pokazuje, jak kosmiczny dystans dzieli nas od normalności. Od uznania, że każdy ma prawo kochać tak, jak dyktuje mu to własne pojęcie miłości. Od zgody na to, że każdy może żyć, będąc tym, kim się czuje. I że normalne są sytuacje, w których kobieta czuje się uwięziona w męskim ciele, a mężczyzna myśli i czuje jak kobieta.
Rechot nad Biedroniem i dziwy nad Grodzką występowały we wtorek w godnym otoczeniu. Wsparcie przyszło i od byłego marszałka Ludwika Dorna, i od mistrza intelektualnej finezji posła Artura Górskiego. U pierwszego poziom erudycji i misternego dowcipu połączony z gejzerem elokwencji zaowocował bajkowo dowcipnym zdaniem, iż "to, że Ewa Kopacz jest kobietą, nie ulega najmniejszej wątpliwości". Wielbiciel "cywilizacji białego człowieka" zaś, wdrapawszy się na szczyt sztuki oratorskiej i, niestety, zaraz potem na mównicę, oskarżył Wandę Nowicką o lobbowanie na rzecz frontu aborcyjnego.
Smutno było pierwszego dnia w Sejmie. Z jednej strony, wyborcy postawili na tych, którym do tej pory głosu odmawiano. Z drugiej - znaleźli się posłowie, którzy uznali, że ich dziejowa misja sprowadza się do zamknięcia ust tym, których nie cierpią. I tak święto demokracji błyskawicznie zamieniło się triumf kołtuna.
czwartek, 10 listopada 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz