- Zbliżamy się do momentu, kiedy związki partnerskie byłyby do zaakceptowania przez większość w przyszłym Sejmie, jak i przez Polaków - powiedział wczoraj premier Donald Tusk
Premier po raz pierwszy odniósł się do złożonego kilka dni temu w Sejmie projektu SLD o związkach partnerskich. Tusk zadeklarował, że związki byłyby do zaakceptowania bez możliwości adopcji dzieci, co - w jego ocenie - było jednym z głównych powodów wątpliwości.
- Sam w sobie nie mam za grosz tolerancji wobec homofobów, również we własnej partii - mówił Tusk.
Projekt SLD napisany we współpracy z organizacjami gejów i lesbijek, nie przewiduje małżeństw homoseksualnych ani adopcji dzieci dla związków jednopłciowych. Daje związkom partnerskim, również homoseksualnym, prawo do dziedziczenia, wspólnego rozliczania się, zasięgania w szpitalu informacji o stanie zdrowia partnera, a także decydowania o miejscu pochówku.
Polska jest jednym z nielicznych państw UE, które nie ma żadnych regulacji dla par jednopłciowych.
Premier zastrzegł, że do wyborów nie ma szans na uchwalenie ustawy. - Wydaje się, że po wyborach będzie znakomity moment, żeby do tego tematu wrócić - zadeklarował. Dodał, że wraz z przepisami trzeba budować kulturę tolerancji dla odmienności, także jeśli chodzi o preferencje seksualne.
Rozmowa z prof. Janem Hartmanem filozofem z Uniwersytetu Jagiellońskiego
Renata Grochal: Ponad połowa Polaków jest za związkami partnerskimi, osiem lat temu ponad połowa była przeciw. Co się stało?
Prof. Jan Hartman: Społeczeństwo zaczyna rozumieć, że jeśli ktoś, korzystając ze swoich swobód, nie szkodzi innym, to do tych swobód ma pełne prawo. Stąd zgoda na związki partnerskie, również homoseksualne.
To jest idea liberalna, która - jako druga po równym traktowaniu obywateli przez państwo - zaczyna przebijać się do społeczeństwa.
Ale nie jesteśmy chyba bardziej tolerancyjni. Gdy zapytaliśmy o małżeństwa gejów, ponad dwie trzecie respondentów było przeciw.
- Chodzi głównie o samo słowo "małżeństwo" - Polacy nie chcą, aby zmieniano znaczenia słów. Jednak czarna propaganda również robi swoje. Społeczeństwo jest uczone, w kościele i na lekcjach religii (za państwowe pieniądze!), że homoseksualizm jest niemoralny.
Na szczęście innym kanałem, poprzez media i kontakty z Zachodem, ludzie zapoznają się z odwrotnym przekazem: że to nie związki homoseksualne są niemoralne, lecz piętnowanie i dyskryminowanie gejów i lesbijek. Powoli społeczeństwo zaczyna się otrząsać z przesądu homofobicznego. Wciąż jednak Polacy rozdarci są między ciemnotą i etycznościa.
Gdy pytamy o adopcję dzieci przez pary jednopłciowe, aż 90 proc. jest przeciw, prawie tak samo jak osiem lat temu.
- Najpierw społeczeństwo musi przyswoić przekaz, że homoseksualizm nie jest złem, a dopiero później przyjdzie refleksja, że wychowywanie dzieci przez pary homoseksualne niekoniecznie jest gorsze od wegetacji w domu dziecka.
Zresztą ten opór nie musi tkwić w homofobii. Może wynikać ze współczucia dla homoseksualistów jako grupy napiętnowanej. Ludzie wyobrażają sobie, że w rodzinie homoseksualnej dziecko z dużym prawdopodobieństwem może stać się homoseksualne i odziedziczy to piętno.
A może godzimy się na związki partnerskie z praktycznych powodów - bo model rodziny się zmienia? Coraz częściej się rozwodzimy, żyjemy w konkubinatach. I trzeba uregulować sprawy dziedziczenia, wspólnego opodatkowania czy informowania w szpitalu o zdrowiu partnera.
- Okazuje się, że taki "pustynno-rolniczy" monogamiczny model rodziny, od dawna przyjęty w Europie, a polegający na tym, że mężczyzna ma kobietę i jest z nią na zawsze związany małżeństwem, niezależnie o tego, czy się kochają czy nienawidzą, wcale nie jest oczywistością. Można mieć dobre życie w kilku kolejnych związkach i złe w sakramentalnym małżeństwie. Można też zrezygnować z życia w związku, np. z powodów religijnych. Są różne modele życia.
Polacy zaczynają pojmować, że to sprawy prywatne, kwestia osobistego wyboru i ryzyka. Jak śpiewał Stanisław Staszewski: "Bo z tylu różnych dróg przez życie każdy ma prawo wybrać źle". Warszawie i Watykanowi nic do tego. Niech przekonują i zachęcają, lecz nic na siłę.
Wierzę, że Polacy tak myślą.
Mniej boimy się Kościoła, który promuje małżeństwa?
- Społeczeństwo jest w trakcie przemiany i tendencja jest taka, że przekaz liberalny zaczyna zwyciężać nad przekazem opartym na przesądach i niezłomnym przekonaniu Kościoła o własnej moralnej wyższości. Liberalna rewolucja moralna polegająca na wyzwalaniu się z ciemnoty i pogardy, w tym dla gejów i lesbijek, w Polsce już się powoli dokonuje. Oczywiście, że to oznacza osłabienie wpływów Kościoła.
Dwie trzecie wyborców rządzącej PO chce związków partnerskich, a mimo to Platforma nie chce uchwalenia ustawy przed wyborami. Strach przed Kościołem?
- PO jest prawicową partią masową, która zawsze będzie przed wyborami mówić to, co wynika z kalkulacji socjotechnicznej. To nie znaczy, że Donald Tusk czy inni liderzy PO nie chcieliby, żeby pary homoseksualne miały równe prawa z parami hetero. Po prostu mierzą w "średnią nastrojów" i nie chcą wojny z Kościołem.
Jeśli chce się mieć elektorat masowy, to trzeba trzymać się mas, a przez to być trochę maruderem w stosunku do warstw najbardziej postępowych i liberalnych.
Dlaczego najwięcej zwolenników związków partnerskich jest w pokoleniu 40-50-latków, a najwięcej przeciwników wśród 18-29-latków?
- Młodzi mają w tym maglu kościelno-szkolnym codzienne pranie mózgu. To jest przekaz, który najczęściej do nich dociera. A jako że młodzież nie jest, wbrew pozorom, szczególnie krytyczna, a za to ma silną potrzebę identyfikacji, bycia w grupie, to mówi takim językiem, jakim nasiąka w szkole i kościele.
Natomiast ludzie dojrzali mają swój rozum i swoje doświadczenie, niejedno już w życiu widzieli i zachowują więcej autonomii. Liderami kultury liberalnej zawsze są ludzie w średnim wieku.
Ale inne badania pokazują, że młodzi są najbardziej radykalni.
- Są najbardziej radykalni w zakresie tego, co im się podsunie do wiary. Gombrowicz nazwał to upupieniem. Młodzież nie ma żadnych szans, żeby się uchronić przed propagandą. Również kulturę liberalną przyjmie w ten sam sposób.
Jak człowiek jest młody, nie ma wyjścia - musi powtarzać to, co słyszy. Bądź mówić z przekory coś przeciwnego, ale i to jest przez propagandę i wychowawców przewidziane. Ze społeczeństwem dorosłych nie mają szans.
Jak wytłumaczyć to, że ponad połowa mieszkańców wsi jest za związkami partnerskimi?
- Struktura wsi się zmieniła. Mieszkańcy wielu miejscowości, które nie mają praw miejskich, to są mieszczanie. Duża część mieszkańców miast wyprowadziła się poza miasto. Zatem podział na miasto i wieś w badaniach jest zakłócony.
A poza tym wieś na wschodzie Polski i wieś pod Warszawą czy Krakowem to coś innego.
Jednak emancypacja następuje również w środowiskach wiejskich. Ludzie jeżdżą po świecie, mają kontakty, surfują po internecie, dociera do nich przekaz szacunku dla prywatnego życia, intymności człowieka, dla autonomii ludzkiego sumienia i prawa wyboru, także złego wyboru, którego konsekwencje trzeba ponieść samemu.
Nie da się już zatrzymać tej liberalizacji?
- Jeżeli się choć raz posmakowało wolności, nigdy się już dobrowolnie się jej nie odda.
poniedziałek, 13 czerwca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz