Obawy o to jak sobie poradzą nowi organizatorzy tegorocznej Parady Równości były przez ostatnie tygodnie podnoszone niemal na wszystkich blogach i portalach internetowych. Nie zapowiadało się ciekawie. Na początku był różowiasty plakat dla gejów i tajemniczy drugi dla heteryków, który nigdy nie ujrzał światła dziennego. Oliwy do ognia dolał swoimi wypowiedziami rzecznik parady o tym jakoby celem parady nie były związki partnerskie, za co słusznie spadł na niego grom krytyki. W końcu postulat związków partnerskich znalazł się w oficjalnych celach parady, ale niesmak pozostał. Dzisiejszy dzień był wielką niewiadomą. Byłem pozytywnie zaskoczony, ponieważ parada okazała się świetnie zorganizowaną imprezą. Chyba nigdy jeszcze nie była przeprowadzona tak sprawnie. Ponadto olbrzymi plus za połączenie akcentów rozrywkowych i politycznych. Myślę, że zarówno zwolennicy rozrywkowej wersji parad jak i ci, którzy uważają, że parada powinna być manifestacją polityczną mogą czuć się usatysfakcjonowani.
Bardzo ważnym, a całkowicie pominiętym przez media, było to co powiedział Jacek Adler do polityków wspierających obecny projekt ustawy o umowie związku partnerskiego; „Jako mniejszość LGBT przypominamy: od wielu, wielu lat czekamy na ustawę o związkach partnerskich. Nie chcemy związków partnerskich zawieranych po kryjomu, przed notariuszem!. Chcemy związków partnerskich zawieranych w Urzędzie Stanu Cywilnego! Nie chcemy okruchów z pańskiego stołu. Domagamy się równych praw. Jako obywatele mamy równe obowiązki i powinniśmy mieć równe prawa. Politycy lewicy, wsłuchajcie się w głos całego środowiska LGBT a nie w głos zaledwie kilku osób. Jako obywatele chcemy czuć się w naszym kraju dobrze i bezpiecznie, czuć, że nasze państwo zapewnia nam ochronę, szanuje naszą miłość i nasze związki, bo każda szczera miłość na szacunek zasługuje”. Ujrzeć wyraz twarzy Piekarskiej w tym momencie było rzeczą bezcenną. Wyraźnie można było zaobserwować, jak mina polityczce zrzedła, a samozadowolenie ustąpiło miejsca zakłopotaniu. Uważam, że słowa Adlera przerywające spazmy zachwytów nad prawnym bublem SLD były bardzo trafne i zasługują na brawa. Dobrze się stało, że publicznie zaakcentowano to, że środowisko gejów i lesbijek w Polsce nie jest zadowolone z proponowanych rozwiązań i oczekuje od polityków więcej niż prawnych ochłapów i pokazania się przed wyborami na paradzie. Szkoda, że te ważne słowa przeszły niezauważone i w relacjach w mediach gdzieś zaginęły. A że polscy geje i lesbijki tak jak Adler nie chcą związków partnerskich zawieranych po kryjomu przed notariuszem świadczył dobitnie baner grupy Tel-Aviv z napisem: „Żądamy ustawy o związkach partnerskich a nie spółki cywilnej”. Dla mnie to główne przesłanie tegorocznej parady, ważniejsze niż oficjalne hasło "Wszyscy chcą kochać". Mam nadzieję, że politycy SLD dobrze je zapamiętali. Trudno byłoby je im nie zapamiętać, zważywszy na to, że baner z tym postulatem niesiony był tuż za platformą z politykami. Przynajmniej nie będzie im tak łatwo jak dotychczas wpierać wszystkim, że zaproponowane przez nich rozwiązanie minimalistyczne i przez swą minimalistyczność upokarzające nas i nasze związki, są odpowiedzią na zapotrzebowanie społeczności gejowsko-lesbijskiej w Polsce. Nie są i baner Tel-Avivu to pokazał. Czy coś Piekarskiej i innym politykom lewicy to uświadomi czas pokaże.
Nie ukrywam, że o ile Tel-Aviv spisał się rewelacyjnie to politycy lewicy wypadli podczas parady dość mizernie w mojej ocenie. Było dużo banałów, dużo pustych słów o tolerancji i niemal zero konkretów. Jedynym politykiem, który wyraźnie zaakcentował to, że zamiast półśrodków w formie notarialnej umowy koniecznością jest pełna równość w dostępie do małżeństwa był Janusz Palikot. Wielu oczarował też zapewne tęczowy burmistrz Ursynowa. Co mam o nim myśleć do końca nie wiem. Charyzmę i styl ma, a to już w polityce wiele. Nie można też mu odmówić urody. Ale czy rzeczywiście jest to polityk, w którym można pokładać nadzieję przekonamy się w przyszłości. Mój kredyt zaufania ma.
Teraz o tym, co mi się nie podobało. Nie podobała mi się frekwencja. Ja rozumiem, że Warszawa to nie Paryż ani nie Londyn, ale (cisną mi się w tym momencie na usta niecenzuralne słowa) przecież to dwumilionowe miasto. Gdy na paradę przychodzi tyle osób ile przychodzi to mnie krew zalewa. Nie jest to może bardzo mało, ale spodziewałbym się jednak więcej. I to chyba jedyne „ale”, jakie mam do tegorocznej parady, a właściwie nie da samej parady co do polskich gejów i lesbijek, którzy na portalu randkowym są skłonni pokazać niemal każdemu fiuta i tyłek po 5 minutach znajomości, a boją się pokazać twarz na ulicy. Jest to dla mnie niezrozumiałe. Coś jednak się zmienia. Na tegorocznej paradzie widać było bardzo dużo młodzieży, która reprezentuje zmianę pokoleniową. Myślę, że z roku na rok frekwencja na paradzie będzie większa. Słowa Adlera podczas wystąpienia na paradzie o rzekomej 1000-letniej polskiej tolerancji i braku stosów chciałem początkowo premilczeć, ale uczciwość nakazuje mi jednak tę nieprawdziwą informację sprostować. Stosy były, z tolerancją bywało róznie, ale najczęściej to jej właśnie brakowało. Powstał mit, który choć trzyma się w Polsce mocno to trzeba zanaczyć, ze jest - tak jak kazdy inny mit - po prostu nieprawdziwy. By nie być gołosłownym odsyłam do lektury o Kazimierzu Łyszczyńskim. Warto prześledzić sobie historię Arian i Żydów na ziemiach polskich. Trudno dostrzec tam oznaki tolerancji.
Podsumowując stwierdzić chyba należy jednak, że tegoroczna parada była udana. Było fajnie i sympatycznie. Muzyka ustrzelona w dziesiątkę, co widać było po pląsach tłumu. Według mnie nigdy jeszcze nie było tak kolorowo i tak przyjemnie jak dzisiaj. Odnoszę wrażenie, że nadchodzi nowa jakość. Cieszę się, że dzieje się to przy moim współudziale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz