czwartek, 24 maja 2012

Damian Niebieski - Znajomi – geje

Spisek został wykryty. Od pewnego czasu wszyscy wiemy, że w kościele jest lobby homoseksualne. Niektórzy wiedzieli już wcześniej, że geje są wszędzie. Ot, wielkie odkrycie. Ich głosy były zbywane prychnięciami i pukaniem się w głowę. Profesja księdza, podobnie jak zawód strażaka czy policjanta, są z zasady przypisywane męskim osobnikom, a więc – nie gejom. Tymczasem homoseksualiści w kościele – jak się okazało – to grupa zwarta, w której rządzą prywatne interesy, sympatie i jeszcze inne, o wiele cieplejsze uczucia. Nie wiem czy były testy, kto jest jakiej orientacji, pewnie trzeba zapytać seminarzystów. Dziwne jest to, że jeszcze nie została odkryta jakaś grupa reakcyjna lesbijek w zakonach kobiecych. Być może dlatego, że jak wszystkie kobiety w kościele nie mają władzy, co automatycznie sprawia, że są nudniejsze i szkoda poświęcać im czas. Geje są ciekawsi. Geje, którzy są księżmi, są jeszcze ciekawsi. Nie rozumiem jednak, skąd sprowadzanie zjawiska kolesiostwa do orientacji homoseksualnej? Czy jej posiadanie równa się z przynależnością do określonego lobby, które rzekomo „niszczy każdego, kto wejdzie mu w drogę”? To tak jakby do homoseksualnej orientacji przypisany był od razu cały pakiet cech/określeń/umiejętności, które dany człowiek posiada, a które uaktywniają się w poszczególnych środowiskach. Brakuje refleksji nad tym, że na zachowanie człowieka wpływ ma o wiele więcej niż to, że jest homoseksualny. To, że jakiś gej nie ustąpi miejsca w autobusie staruszce z wielką siatą ziemniaków i ledwo trzymającej się na nogach nie oznacza, że jest chamem, bo jest gejem. Przykłady można mnożyć. Ale dosyć o kościele. Z hucznych zapowiedzi, że PO przedstawi własny projekt związków partnerskich, jeszcze nic nie wyszło. Rzekomo ma on zostać przedstawiony w maju obok projektu o in vitro. Szkoda, że wakacje za pasem, bo znowu znajdzie się powód do przełożenia ustawy. A to, grilla trzeba będzie na działce zrobić (koniecznie z pieczoną kaszanką i papryką), a to skoczyć na letnie wyprzedaże do centrum handlowego (w przerwach narzekając na powszechne chamstwo i konsumpcję, oblizując przy tym palce po berlince), a to w Kołobrzegu zjeść gofry z bitą śmietaną i jagodami, bo sezon na polskie owoce lasu tuż, tuż. Przeszkody wydają się nie do pokonania. Na szczęście nikomu się nie spieszy. Gejom też nie. A stanowiska zaczynają się polaryzować. Jest minister sprawiedliwości, który otwarcie głosi treści nieprzychylne środowisku LGBT. Jest PiS, które Konstytucję najchętniej wymieniłoby na katechizm kościoła katolickiego. Jest poseł PO, który twierdzi, że tylko małżeństwo daje stabilność związkom. I ja się z tym zgadzam. Naprawdę. Zamiast związków partnerskich, niech instytucja małżeństwa będzie dostępna także dla osób homoseksualnych. Niech ci różowi geje zobaczą, jak to jest żyć z papierkiem w szafce nocnej, niech jeżdżą na nudne i męczące obiady do teściowej, która ciągle podaje tłusty rosół i trzy gołąbki na obiad, choć dobrze wie, że partner jej synka ich nie znosi. Niech wyprowadzą się ze swoich wynajmowanych loftów do mieszkań z wielkiej płyty i przekonają się, jak to jest mieć kredyt hipoteczny i obserwować kurs franka, tuż obok kolejnego zacieku w łazience. Niech wiedzą, co to znaczy być rozwodnikiem – mężczyzną z odzysku, tym razem już oficjalnego, potwierdzonego na drodze sądowej, a nie przy okazji zakładania nowego profilu. Może wtedy się zniechęcą i nie będą zawierać jakichkolwiek, formalnych związków przed majestatem państwa? Część z pewnością tak zrobi. To są tak zwani „moi znajomi geje”. Taki znajomych posiada np. pan Aleksander Nalaskowski, który w wywiadzie dla Rzeczpospolitej pod bardzo znamiennym tytułem „Nie ma genu gejostwa”, zaznacza, że jego znajomi geje wcale nie obrazili się na niego za nazwanie homoseksualizmu – chorym. A nawet jeden napisał: „Wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Rozumiem, że do niektórych jeszcze nie dotarło, że istnieje coś takiego jak gay pride… Rozumiana na różne sposoby, ale w końcu – pride! To już nawet było w Trudnych Sprawach. Pewnie i one zostaną zawieszone na wakacje, podobnie jak zainteresowanie ustawą o związkach partnerskich. Wtedy już tylko pozostanie oglądać powtórki z poprzednich sezonów, do czego wielu „znajomych gejów” np. ministra Gowina tak się przyzwyczaiło, że zapomniało o swoim wpływie na przyszłe scenariusze, a co gorsze uważa, że powtórki są lepsze, bo bezpieczniejsze. Ja niebezpieczeństwo widzę w ich powtarzalności, w zabetonowanej, dobrze znanej rzeczywistości. Wiem, jak „znajomi geje” myślą i wybaczam im, bo nie wiedzą, co czynią. Niestety.

1 komentarz:

  1. Jacku, kopiując skądś tekst wypada choć podać źródło. Powyższy pochodzi z portalu www.homiki.pl, który ma własną politykę praw autorskich i przedruków. Można się z nią zapoznać na stronie głównej, jest krótka i prosta: "Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub redakcji czasopisma internetowego Homiki.pl.
    Przedruk i reprodukcja w jakiejkolwiek postaci bez pisemnej zgody właściciela praw autorskich są zabronione."
    Oczekuję, że następnym razem uszanujesz tę zasadę.

    OdpowiedzUsuń