Krzysztof Leski w Salonie 24 skomentował Terlikowskiego w tekście "O prawach gejów bez piany". Autor pisze niby o kompromisie, ale cóż to za kompromis, jeśli ma on wyglądać właśnie tak a nie inaczej niż wyobraża sobie tego autor. A to, że Leski mówi "bez piany" to żaden jego sukces. Czy mam się cieszyć, że także "bez pięści"?! Leski pisze, że jest nie tylko przeciwko zalegalizowaniu małżeństw homoseksulanych, ale także przeciwko uznaniu ich istnienia. Do tego dodaje, że to może być podstawą kompromisu. Totalny bezsens! Czy mam rozumieć, że Pan Leski nie uznaje małżeństw homoseksualnych w Hiszpanii, Szwecji, Norwegii, Kanadzie, Belgii, Holandii czy RPA? Nie można zaprzeczyć ich uznania. Ich istnieie to fakt i nie można nie uznawać ich istnienia. Bez względu na to, czy Pan Leski chce uznawać czy nie chce uznawać ich istnienia to one istnieją. A już doszukiwanie się w takiej postawie podstaw kompromisu jest bezczelne. Leski pisze, że przeciwko legalizacji małżenstw homoseksualnych przemawia to, że w większości języków i kultur słowo małżeństwo oznaczało od wieków związek między mężczyzną i kobietą. I co z tego, że w wielu językach małżeństwo oznaczało to od wieków i co z tego, że w większości społeczeństw? Nic z tego nie wynika. Żadna przesłanka, by nie uznawać małżeństw homoseksulnych. Jest mnóstwo słów, których obecne znaczenie odbiega od pierwotnego. Sens wyrazów i ich znaczenie ewoluuje, zmienia się w czasie, zawęża się lub rozszerza. I tak też jest ze słowem małżeństwo. Słowo to tylko słowo, my nadajemu mu znaczenie. Żadne historyczne pojmowanie słowa małżeństwo mnie więc nie przekonują do tego, że nie należy legalizować małżeństw homoseksulnych. Tym bardziej, że występowały i występują społeczeństwa, gdzie małżeństwo jest związkiem także dwóch osób tej samej płci. Kiedyś małżeństwo było instytucją religijną, ale dziś tak już nie jest. Mamy małżeństwa cywilne, świeckie. To, że kiedyś przez wieki postrzegano małżeństwo jako instytucję religijną nie oznacza przecież, że ma to być powod do tego, by nie uznawać istnienia małżeństw cywilnych. To byłby absurd. Podobnie z z faktu, że kiedyś nie było kobiet pastorów nie oznacza, że dziś nie można uznać ich istnienia i kobiet będacych pastorami nie nazywać pastorami. Zmieniają się czasy, zmieniają się społeczeństwa, a wraz nimi tworzone przez ludzi instytucje. Jedne słowa tracą swoje znaczenie na rzecz innych, a inne rozszerzają je. Rozważając kwestie językowe zauważyć należy, że bielizna nie musi być biała, choć może być i taka. Tak samo małżeństwo nie musi być heteroseksulne. Rozszerzenie instytucji małżeństwa na pary homoseksulne nie oznacza, że małżeństwo kobiety i mężczyzny przestanie być małżeństwem.
Dalej Leski pisze, że małżeśtwo w wielu religiach ma charakter sakramentu i z szacunku dla tradycji religijnej należy zakazać małżeństw homoseksulnych. Idąc typ tropem należałoby zakazać także małżeństw świeckich zawieranych z urzędzie. Czy to zdaniem Leskiego nie jest przejawem braku szacunku dla uczuć i poglądów religijnych? Ze względu na sacrum jakim jest małżeństwo w wielu religiach można byłoby w prawie świeckim zabronić również rozwodów. Tradycja małżeństw kościelnych jest przecież dłuższa niż cywilnych, a są religie, które rozwodów nie uznają. Rozwody jednak istnieją w prawie świeckim, nikt ich nie zakazuje, choć to właśnie rozwody mogą faktycznie osłabiać pozycję małżeństwa w społeczeństwie. Należy zwrócić uwagę na to, że mówiąc o małżeństwach homoseksualnych nie mamy na myśli tworzenia oddzielnej instytucji małżeństwa alternatywnej czy konkurencyjnej w stosunku do małżeństwa heteroseksulnego, ale umożliwienie zarówno parom heteroseksulnym jak i homoseksulnym skorzystania z prawa do zawarcia takiego samego małżeństwa, bez dyskryminacji ze względu na płeć małżonków. Nie chodzi przecież o tworzenie dwóch rodzajow małżeństw, a rozszerzenie małżeństwa na pary jednopłciowe. Uważam, że byłoby to korzystne dla małżeństwa, gdyż większa ilość osób mogłaby być objęta normami, które w społeczeństwie są cenione. Nie tylko nie obniżyłoby to rangi małżeństwa, ale podniosłoby ją. Widać wyraźnie, że Leski gubi się w swoich przemyśleniach i nie jest w stanie obronić swojego stanowiska. Jego nie da się zresztą obronić. Tak samo tego, że "są pojęcia, którym nie wolno nadawać znaczenia sprzecznego z pierwotnym". Istnieje bowiem wiele pojęć, których znaczenie się przez wieki zmieniało. Przede wszystkim jednak należy podkreślić, że umożliwienie gejom i lesbijkom zawarcia małżeństwa nie oznacza nadania pojęciu małżeństwa znaczenia sprzecznego z pierwotnym. Wręcz przeciwnie, uzupełnia znaczenie tego pojęcia.
Dalej Leski pisze, że małżeśtwo w wielu religiach ma charakter sakramentu i z szacunku dla tradycji religijnej należy zakazać małżeństw homoseksulnych. Idąc typ tropem należałoby zakazać także małżeństw świeckich zawieranych z urzędzie. Czy to zdaniem Leskiego nie jest przejawem braku szacunku dla uczuć i poglądów religijnych? Ze względu na sacrum jakim jest małżeństwo w wielu religiach można byłoby w prawie świeckim zabronić również rozwodów. Tradycja małżeństw kościelnych jest przecież dłuższa niż cywilnych, a są religie, które rozwodów nie uznają. Rozwody jednak istnieją w prawie świeckim, nikt ich nie zakazuje, choć to właśnie rozwody mogą faktycznie osłabiać pozycję małżeństwa w społeczeństwie. Należy zwrócić uwagę na to, że mówiąc o małżeństwach homoseksualnych nie mamy na myśli tworzenia oddzielnej instytucji małżeństwa alternatywnej czy konkurencyjnej w stosunku do małżeństwa heteroseksulnego, ale umożliwienie zarówno parom heteroseksulnym jak i homoseksulnym skorzystania z prawa do zawarcia takiego samego małżeństwa, bez dyskryminacji ze względu na płeć małżonków. Nie chodzi przecież o tworzenie dwóch rodzajow małżeństw, a rozszerzenie małżeństwa na pary jednopłciowe. Uważam, że byłoby to korzystne dla małżeństwa, gdyż większa ilość osób mogłaby być objęta normami, które w społeczeństwie są cenione. Nie tylko nie obniżyłoby to rangi małżeństwa, ale podniosłoby ją. Widać wyraźnie, że Leski gubi się w swoich przemyśleniach i nie jest w stanie obronić swojego stanowiska. Jego nie da się zresztą obronić. Tak samo tego, że "są pojęcia, którym nie wolno nadawać znaczenia sprzecznego z pierwotnym". Istnieje bowiem wiele pojęć, których znaczenie się przez wieki zmieniało. Przede wszystkim jednak należy podkreślić, że umożliwienie gejom i lesbijkom zawarcia małżeństwa nie oznacza nadania pojęciu małżeństwa znaczenia sprzecznego z pierwotnym. Wręcz przeciwnie, uzupełnia znaczenie tego pojęcia.
Leski pisze także o tym, że istnieje przyczyna prawno-podatkowa tego, że sprzeciwia się legalizacji małżeństw jednopłciowych, a mianowicie to, że pewne przywileje należą się z przyczyn demograficznych tylko małżeństwu heteroseksulnemu. To także jest absurdalne twierdzenie, gdyż gdyby chodziło o przyczyny demograficzne to przywilejami powinny być też objęte konkubinaty heteroseksulne wychowujące dzieci. Wystarczy zobaczyć ile dzieci rodzi się w związkach pozamałżeńskich. Także pary homoseksulne wychowujące dzieci powinny być objęte tym przywilejami. Trzeba pamiętać o tym, że geje również płodzą dzieci, a lesbijki rodzą dzieci, czy komuś się to podoba czy nie. W błędzie jest zatem Pan Leski, że ulgi małżeńskie mają stymulować przyrost naturalny. Ulgi te należą się bowiem także małżeństwom bezdzietnym, a nie należą się żyjącym bez ślubu parom wychowującym dzieci. Przywileje w żaden sposób nie są skorelowane z dzietnością, a wiążą się jedynie z faktem zawarcia małżeństwa. Poza tym z faktu, że geje i lesbijki będą zawierać małżeństwa nic nie wynika dla demografii osób heteroseksulnych. To, że będą zawiarane małżeśtwa homoseksulne nie oznacza, że małżeństwom heteroseksulnym zostaną zabrane jakieś przywileje.
Dalej Leski pisze, że jest za związkami partnerskimi, dodając, że wbrew sobie, bo ma w sobie coś z homofoba. Uważam, że nie coś, ale nawet cakiem sporo, co widać w tekście. Autor pisze, że nie podoba mu się aktywna promocja homoseksulizmu w mediach i polityce i nie chce, żeby jego dzieci stykały się na codzień z takim wzorem. Pozostaje mi tylko współczuć dzieciom Pana Leskiego, szczególnie jeśli są homoseksualne. No i samemu Leskiemu, bo pewnie musi bardzo cierpieć będąc narażonym codziennie na stykanie się z gejami i lesbijkami, a w to, że są wokół niego obecni nie wątpię.
Dalej Leski pisze, że jest za związkami partnerskimi, dodając, że wbrew sobie, bo ma w sobie coś z homofoba. Uważam, że nie coś, ale nawet cakiem sporo, co widać w tekście. Autor pisze, że nie podoba mu się aktywna promocja homoseksulizmu w mediach i polityce i nie chce, żeby jego dzieci stykały się na codzień z takim wzorem. Pozostaje mi tylko współczuć dzieciom Pana Leskiego, szczególnie jeśli są homoseksualne. No i samemu Leskiemu, bo pewnie musi bardzo cierpieć będąc narażonym codziennie na stykanie się z gejami i lesbijkami, a w to, że są wokół niego obecni nie wątpię.
Leski pisze dalej, że ustalenie praw jakie przysługiwałyby związkom homoseksualnym będzie możliwe dopiero po uznaniu przez środowiska gejowskie rezygnacji z małżeństw. Widać od razu, że Pan leski zupełnie nie jest zorientowany w temacie, gdyż w Polsce toczy się właśnie walka o związki partnerskie a nie małżeństwa. A jeśli chodzi o zakres praw, który powinien im przysługiwać to nie ma powodu, by się zastanawiać. Bez zastanowienia stwierdzić należy, że powinny być takie same jak w przypadku małżeństw heteroseksualnych. I nie należy zapominać także o obowiązkach. Prawicowi publicyści bardzo chętnie mówią o przywilejach i prawach, nie wspominając nic o obowiązkach. Ja więc przypominam: Żądamy nie tylko praw, żądamy także obowiązków.
PS. Terlikowskiego dziś komentował nie będę. Odsyłam do kolegi na "Dno Terlikowskiego". Po przeczytaniu tekstu Terlikowskiego utwierdziłem się w przekonaniu, że ta kreatura jest nie tylko bezproduktywna dla społeczeństwa, ale przede wszystkim szkodliwa. I jeszcze jedno - dzietność nie jest w zaden sposób związana z produktywnością społeczną. Będąc pracownikiem socjalnym wiem coś o tym. Gdyby nie pomoc społeczna, a w tym moja osoba (bezdzietna a jakże produktywna!), to duża część tych dzietnych osób nie byłaby w stanie przeżyć od 1-szego do 1-szego.
Pan Leski nade wszytko bez żenady przyznaje, że ma w sobie coś z homofoba. Zastanówmy się kto poważnie potraktowałby człowieka gdyby ten wyszedł ze stwierdzeniem "Mam coś w sobie z antysemity" a następnie zaczął rozważać jakie prawa należą się żydom.
OdpowiedzUsuńJedyne co godne uwagi u pana Leskiego to debilny wyraz twarzy na fotce na ego blogu - rzadko ma się okazję "podziwiać" coś takiego.